Faktycznie, frekwencja na trybunach bodzentyńskiego stadionu była mizerna. Gdyby nie kibice ze Skarżyska, stadion świeciłby pustkami. Doping dla skarżyszczan był słyszalny, jednak piłkarze nie odwdzięczyli się kibicom. Choć z murawy nie wiało nudą, to gra toczyła się w środkowej części boiska.
Pierwsze poważne zagrożenia ze strony Łysicy nastąpiło w 35. minucie. Dariusz Anduła trafił w poprzeczkę, piłka spadła na linię bramkową, ale gospodarze domagali się uznania bramki. Mniej kontrowersji było po strzale Bartłomieja Michalskiego. Piłka także trafiła w poprzeczkę, ale dobitka powinna znaleźć drogę do bramki. Granat przeważał, jednak niemoc strzelecka była aż nadto widoczna.
Gospodarze mogli wygrać spotkanie. W doliczonym czasie gry Piotr Pawłowski powinien strzelić bramkę. Tylko fenomenalnej postawie Przemysława Michalskiego Granat zawdzięcza jeden punkty. Po trzech miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją, w Bodzentynie ponownie zobaczyliśmy Marcina Kołodziejczyka. Ze zdrowiem „Małego” już jest wszystko dobrze. Powinien coraz więcej grać.
Trener Łysicy Bodzentyn, Arkadiusz Bilski przyznał, że zespół, który prowadzi ma problem ze zdobywaniem bramek. Ireneusz Pietrzykowski, szkoleniowiec Granatu odetchnął z ulgą po końcowym gwizdku sędziego. W najbliższej kolejce skarżyszczanie zagrają na wyjeździe w Połańcu, a Łysica zmierzy w Tarnowie z tamtejszą Unią.
Napisz komentarz
Komentarze