W 2019 roku Zieloni wystartowali w wyborach do Parlamentu Europejskiego z list Koalicji Europejskiej, a w wyborach parlamentarnych z list Koalicji Obywatelskiej. Ten drugi start dał im, po raz pierwszy w dziejach partii, trzy mandaty poselskie.
Obecnie posłowie Zielonych należą do klubu Koalicji Obywatelskiej, ale w partii można usłyszeć głosy o potrzebie rozmów z innymi potencjalnymi koalicjantami, tym bardziej, że raczej nie ma już szans na jedną wspólną listę całej opozycji.
Współprzewodnicząca partii Urszula Zielińska mówiła w styczniu PAP, że Zieloni dopuszczają start zarówno z Polską 2050 jak i z Lewicą, a decyzja w sprawie formuły startu zapadnie do końca lutego. Dziś od polityków Zielonych można usłyszeć, że decyzja może zapaść najwcześniej do Wielkanocy, choć i to nie jest pewne - wszystko zależy od potencjalnych koalicjantów, którzy jednak nie śpieszą się z konkretyzowaniem wyborczych ofert.
"Oczywiście start z list Koalicji Obywatelskiej jest najbardziej naturalny, ale jeśli nie będziemy mieli żadnej alternatywy, dominująca w KO Platforma da nam same słabe miejsca na listach" - przyznaje w rozmowie z PAP polityk Zielonych.
Stąd liderzy Zielonych rozmawiają także z formacją Hołowni, jak i z Lewicą. Oba te rozwiązania, jak jednak można usłyszeć od członków partii, mają swoje wady. Polska 2050, która jest coraz bliżej porozumienia z PSL, odstręcza Zielonych swoim konserwatyzmem.
"Dla nas nie do zaakceptowania jest postulat referendum aborcyjnego, jesteśmy jednoznacznie za pełną liberalizacją prawa aborcyjnego do 12 tygodnia ciąży i to jest nasz bardzo ważny postulat programowy" - mówi polityk Zielonych.
"Z PSL z kolei nie dogadalibyśmy się w sprawie praw zwierząt, choć akurat mamy dużą zgodność w sprawie stosunku do Odnawialnych Źródeł Energii czy niechęci do elektrowni atomowych" - dodaje.
Znacznie bliższa programowo Zielonym jest Lewica, ale tu kluczowe mogą być względy pragmatyki wyborczej. "Lewica ma po 2015 roku uraz do koalicji (wtedy koalicyjna lista Zjednoczonej Lewicy, także z udziałem Zielonych, nie przekroczyła progu 8 proc. - PAP), więc w ich przypadku musielibyśmy zgodzić się na start z list partyjnych Nowej Lewicy. A to by oznaczało, że to ta formacja zabrałaby wszystkie pieniądze z subwencji, a my nie dostalibyśmy nic, nie mówiąc już o naszej nazwie, która nigdzie by się nie pojawiała" - mówi PAP prominentny polityk Zielonych. "Ile miejsc biorących może nam zaoferować Lewica, skoro jej lista może ledwo przekroczyć próg" - dodaje inny.
Jeszcze teoretycznie może wchodzić w rachubę samodzielny start. "W 2019 roku byłem zdecydowanym zwolennikiem samodzielnego startu, ale przy polskim prawie wyborczym to jest skazywanie partii na polityczny niebyt, więc realizm polityczny każe szukać koalicji z większym partnerem" - mówi PAP polityk Zielonych.
Wszystko wskazuje więc na to, że Zieloni pozostaną wierni KO, choć liczą, że otrzymają na jej listach korzystne miejsca. "Jesteśmy w Koalicji Obywatelskiej potrzebni jako jej lewicowe skrzydło. Gdy na spotkaniach Donalda Tuska młodzi ludzie atakują go np. w sprawach klimatycznych, on zawsze przypomina, że w Koalicji Obywatelskiej są Zieloni, którzy stawiają te sprawy radykalnie" - mówi polityk Zielonych. "A gdy młodzi ludzie o lewicowych poglądach będą musieli wybrać w jakimś okręgu między kandydatem Zielonych na listach KO, a np. byłym aparatczykiem PZPR na listach Lewicy, to kogo wybiorą?" - pyta retorycznie inny rozmówca PAP. (PAP)
autor: Piotr Śmiłowicz
Napisz komentarz
Komentarze