Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 23:04
Reklama
Reklama

Prawo jazdy już nie jest tak pożądane jak kiedyś. Z kilku powodów

Samochody są coraz mniej sexy, a prawo jazdy przestało być upragnionym pierwszym krokiem w dorosłość. Amerykańskie statystyki pokazują, że pokolenie Z coraz później i mniej chętnie ten dokument zdobywa. Ten trend pomału, lecz systematycznie się pogłębia.
Prawo jazdy już nie jest tak pożądane jak kiedyś. Z kilku powodów
Prawo jazdy już nie jest tak pożądane jak kiedyś. Z kilku powodów

W USA, gdzie prawo jazdy można mieć już od 16. roku życia, pokolenie Z (urodzeni w latach 1996-2012) w większości i tak nie wyrobią go przed 18. rokiem życia. Według danych Federal Highway Administration, w 2021 roku prawo jazdy miało tylko 25 proc. amerykańskich 16-latków i 42 proc.17-latków. W 1997 roku było to już 43 proc. 16-latków i 62 proc. 17-latków - podaje “The Washington Post”.

Podobnie statystyki wyglądają w grupie wiekowej 20-25 lat. W 1997 roku prawo jazdy miało 90 proc. osób w tym wieku, a w 2020 roku - tylko 80 proc. Wygląda więc na to, że wśród millenialsów pragnienie posiadania tej “przepustki do dorosłości” było znacznie silniejsze niż wśród dzisiejszej młodzieży.

Skąd taki spadek zainteresowania samochodami? “The Washington Post” wśród powodów wymienia m.in. wysoki koszt ubezpieczenia auta, lęk przed wypadkami, kwestie środowiskowe i klimatyczne, dobrą jakość transportu publicznego, aplikacje do współdzielenia przejazdów, dostępność alternatywnych sposobów przemieszczania się (elektryczne rowery i hulajnogi), czy w końcu możliwość załatwienia większości spraw zdalnie. „To pokolenie więcej rusza kciukami niż nogami” - zaznacza Ming Zhang, profesor zajmujący się planowaniem przestrzennym na Uniwersytecie Teksasu w Austin.

I o ile pokolenie Z unika prowadzenia samochodów, o tyle pokolenie powojennego wyżu demograficznego (baby boomers - urodzeni w latach 1946-1964) nie zamierza oddać miejsca za kółkiem. W 2021 roku prawo jazdy posiadało aż 91 proc. osób w wieku 70-74 lat i około 85 proc. mężczyzn powyżej 85. roku życia. To ogromny wzrost w porównaniu z rokiem 1997, kiedy odsetek kierowców po siedemdziesiątce wynosił tylko 43 proc.

Jednak, po bliższym przyjrzeniu się danym, można zauważyć, że również millenialsi podchodzili do jazdy samochodem z mniejszym entuzjazmem niż ich rodzice. Wielu decydowało się na wyrobienie prawa jazdy dopiero, kiedy musieli dojeżdżać do pracy albo zakładali rodzinę i wyprowadzali się pod miasto. Wciąż są słabiej zmotoryzowani niż pokolenie X i boomersi, kiedy byli w ich wieku.

W latach 2001-2009, jak wynika z raportu Frontier Group i U.S. Public Interest Research Group, spadła średnia liczba kilometrów przejechanych przez 24-latków. Natomiast liczba kilometrów przejechanych przez statystycznego Amerykanina, która przez poprzednie pół wieku nieustannie rosła - zatrzymała się na stałym poziomie.

Na razie jest za wcześnie, by przesądzać, czy pokolenie Z podąży śladem milenialsów, bo jego najmłodsi przedstawiciele to zaledwie 10-latki. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że niektórym starszym “Zetkom”, które zamierzały wcześnie wyrobić prawo jazdy, plany pokrzyżowała pandemia.

I o ile pełniejszych danych o pokoleniu Z dostarczą dopiero przyszłe badania, to Tony Dutzik, starszy analityk we Frontier Group, twierdzi, że amerykańska kultura samochodowa nie jest już tak silna jak kiedyś. „Od czasów wejścia w dorosłość pokolenia wyżu demograficznego każde kolejne jeździło więcej niż poprzednie” – mówi Tony Dutzik. Według prognoz dynamiczny wzrost miał się utrzymać do lat 30. XXI wieku. „Ale u millenialsów widzimy wyraźne zatrzymanie tego trendu” – dodaje analityk.

Jeśli, na co wiele wskazuje, także pokolenie Z będzie unikać jazdy samochodem, może to mieć znaczący wpływ na emisję dwutlenku węgla, bo transport jest w USA największym źródłem jego emisji. W Stanach Zjednoczonych mieszka około 66 milionów przedstawicieli pokolenia Z. Gdyby każdy z nich jeździł samochodem tylko o 10 proc. mniej, czyli roczna trasa byłaby o około 1,5 tys. km krótsza niż obecna średnia krajowa, do atmosfery w ciągu roku trafiłoby o 25,6 miliona ton dwutlenku węgla mniej. To więcej niż emituje sześć elektrowni węglowych.

Jednak, jak podkreśla analityk, wszystko zależy od tego, czy decydenci i urbaniści pomogą Amerykanom uniezależnić się od samochodów. „Jest grupa ludzi, którzy sygnalizują, że chcą czegoś innego niż obecny system transportu” - mówi Tony Dutzik. „Potrzebują więcej opcji, aby mogli żyć tak, jak chcą”.

(PAP Life)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
ZGŁOŚ INTERWENCJĘ

Masz temat? Napisz do nas!

Reklama
Reklama