Było to jej piąte zwycięstwo 22-letniej liderki światowego rankingu w szóstym pojedynku z osiem lat starszą i zajmującą 62. w klasyfikacji WTA Collins. Jedynej porażki doznała właśnie w Melbourne, w półfinale tej imprezy dwa lata temu.
W czwartek Polce udał się rewanż, ale długimi fragmentami nic nie zapowiadało, że ta prawie trzygodzinna batalia zakończy się po jej myśli.
Początek był bardzo wyrównany, a obie tenisistki - głównie z racji własnych błędów - dość szybko musiały bronić break pointów. Pierwsza o przełamanie - w czwartym gemie - pokusiła się zawodniczka z Florydy, a Polka pomogła jej w tym m.in. podwójnym błędem serwisowym. Zrobiło się 3:1, ale Świątek pewnie czującej się na szybkim korcie Amerykance nie pozwoliła pójść za ciosem, błyskawicznie, bo bez straty punktu, odrobiła straty, a po chwili wyrównała na 3:3.
"Iga, Iga, Iga" - było coraz bardziej słyszalne na wypełnionych niemal w całości trybunach największej areny kompleksu Melbourne Park.
Faworytka wyraźnie zaczęła łapać właściwy rytm gry, ale proces ten wyhamowała... pogoda. Nad kortami pojawiły się ciemne chmury, które przyniosły rzęsisty deszcz. Sędzia wstrzymała mecz i rozpoczęła się procedura zasuwania dachu nad Rod Laver Arena. Z ręcznikiem na głowie Świątek wykorzystała ten moment na krótkie konsultacje z trenerem Tomaszem Wiktorowskim, a po chwili obie tenisistki zeszły do szatni na czas osuszenia placu gry.
Liderka rankingu jako pierwsza, ze słuchawkami na uszach, pojawiła się z powrotem na korcie. Zaczęła rozgrzewkę, w czasie której ćwiczyła głównie serwis. Grę wznowiono po trwającej ok. 25 minut przerwie, a na innych arenach uczestnicy Australian Open mieli mniej szczęścia i dłużej czekali na możliwość rywalizacji.
Obraz gry nie uległ zasadniczo zmianie, choć można było odnieść wrażenie, że Polka radzi sobie coraz lepiej. Najpierw z własnym podaniem, a za moment, gdy odbierała serwis. Po kilku efektownych zagraniach w 11. gemie, mimo wciąż odważnej i ofensywnej postawy Amerykanki, Świątek cieszyła się z drugiego przełamania i objęła prowadzenie 5:4.
Po chwili dokończyła dzieła i po niespełna godzinie gry mogła w charakterystycznym geście zacisnąć pięść i zwrócić się w kierunku swojego sztabu z okrzykiem radości z dobrze wykonanej pracy w pierwszym secie, ale to zachowanie pokazało też, że wygrana nie przyszła "lekko, łatwo i przyjemnie".
Niczym rasowy bokser walcząca o piąty wielkoszlemowy tytuł, ale pierwszy w Melbourne, Polka wypunktowała rywalkę - przy jej serwisie - w gemie otwarcia drugiej partii.
Wydawało się, że już będzie "z górki", ale Collins - po finale sprzed dwóch lat siódma rakieta świata, której karierę kilka razy wyhamowały spore kłopoty zdrowotne - nie zamierzała wywieszać białej flagi. Co więcej, szybka strata podania nie zrobiła na niej wrażenia - nadal była mocno skoncentrowana, utrzymywała agresywny styl i wysokie tempo gry, co nieoczekiwanie zaowocowało kompletnie zaskakującym przebiegiem seta.
Amerykanka grała jak w transie, w tym fragmencie meczu była praktycznie bezbłędna - poprawiła skuteczność serwisu, a mocne uderzenia z głębi kortu, a szczególnie precyzyjne bekhendy, sprawiały Polce sporo kłopotów. Moment zawahania miała tylko w siódmym gemie, gdy pojawiły się setbole - popełniła aż cztery podwójne błędy serwisowe i mimo wsparcia ze strony swojego teamu i sprzyjających jej kibiców, czego sama się głośno domagała, nie udało się jej "zamknąć" drugiej odsłony.
Uczyniła to jednak w kolejnej rozgrywce przy własnym serwisie i wykorzystując szóstą w sumie piłkę setową wygrała tę część meczu 6:3.
Przed decydującą partią obie tenisistki udały się na przerwę toaletową. Grę lepiej zaczęła Świątek, która objęła prowadzenie, choć przytrafił się jej - trzeci w meczu - podwójny błąd serwisowy. Tenisistka z Florydy wyrównała po długim gemie, co przyjęła z głośnym okrzykiem ulgi, bo nie wszystko układało się po jej myśli.
Kolejny przyniósł przełamanie na korzyść Amerykanki, która przypieczętowała je świetnym returnem z bekhendu, co wywołało uśmiech bezradności na twarzy Polki, która w żaden sposób nie mogła znaleźć recepty na stabilną, solidną, ale momentami też efektowną czy szczęśliwą, jak w piątym gemie, gdy piłka po uderzeniu w taśmę przetoczyła się na drugą stronę siatki, grę przeciwniczki.
Zrobiło się 4:1 dla Collins, którą udane zagrania i wypracowana przewaga wyraźnie nakręcały, a status rywalki nie robił na niej żadnego wrażenia.
Wtedy jednak jakby się pogubiła. Kolejnego gema przegrała "na sucho", a w następnym pozwoliła wyjść Świątek z opresji i stanu 0:40. Liderka listy światowej złapała wiatr w żagla, zaczęła uderzać lżej, ale dokładniej i wyrównała na 4:4, a za moment po popisowo - głównie dzięki podaniu - rozegranym gemie wyszła na prowadzenie.
Polka nabrała pewności, ale zachowała spokój, a Amerykanka sprawiała wrażenie bardziej zdenerwowanej, jakby świadomej, że ucieka jej wielka szansa. Przy jej serwisie Świątek najpierw zaprzepaściła dwa meczbole - przy pierwszym "już witała się z gąską", ale nie potrafiła skończyć akcji, a przy drugim rywalka obroniła się świetnym podaniem, ale przy trzecim dobiegła do skrótu i fantastycznie odegrała w sam narożnik kortu.
"O mój Boże, nie wiem, jak to się stało. Danielle grała prawie perfekcyjny mecz, a ja w pewnym momencie byłam już niemal spakowana i w drodze na lotnisko" - z uczuciem ulgi i lekkim niedowierzaniem skomentowała Świątek na gorąco.
"Wydawało się, że nie ma sposobu, by z nią dziś wygrać i każdy na moim miejscu miałby problemy. Grała doskonale, ale liczyłam, że nie utrzyma tego poziomu. Nie rezygnowałam, walczyłam, skupiłam się jednak na prostych działaniach, na pojedynczych zagraniach i jakoś się wykaraskałam z kłopotów" - dodała w krótkiej wypowiedzi na korcie.
Według oficjalnych statystyk Polka posłała jednego asa serwisowego i popełniła cztery podwójne błędy. Collins odnotowała dwa asy i siedem podwójnych błędów. Świątek miała 36 uderzeń wygrywających przy 35 niewymuszonych błędach, a u Amerykanki te wskaźniki to, odpowiednio, 28 i 36. W całym spotkaniu zawodniczka trenera Tomasza Wiktorowskiego zdobyła 104 punkty, przy 100 rywalki.
Kolejne spotkanie Świątek, która przed rokiem odpadła w Melbourne w 1/8 finału, rozegra prawdopodobnie w sobotę. Przeciwniczką będzie zajmująca 50. miejsce w świecie 19-letnia Noskova, która w 2. rundzie wygrała z Amerykanką McCartney Kessler 6:3, 1:6, 6:4.
Będzie to ich druga potyczka. W zeszłym roku Polka wygrała w dwóch setach w ćwierćfinale turnieju WTA w Warszawie.
W czwartek na korcie mają się z Polaków zaprezentować jeszcze Hubert Hurkacz, który w 2. rundzie stoczy pojedynek z czeskim kwalifikantem Jakubem Mensikiem, oraz Katarzyna Piter w deblu. W środę do 3. rundy awansowała Magdalena Fręch.
Wynik meczu 2. rundy:
Iga Świątek (Polska, 1) - Danielle Collins (USA) 6:4, 3:6, 6:4.(PAP)
Napisz komentarz
Komentarze