Naukowcy pod kierunkiem dr. Angelico Mendy’ego z University of Cincinnati (Ohio, USA) doszli do takich wniosków po przeprowadzeniu badania w grupie 1128 pacjentów, u których między 13 marca 2020 r. a 5 lipca 2020 r. zdiagnozowano COVID-19. Średnia wieku pacjentów wynosiła 46 lat.
Badacze wykorzystali model statystyczny do oceny zależności między długotrwałą ekspozycją na pyły zawieszone o średnicy nie większej niż 2,5 mikrometra (PM2,5) a ryzykiem hospitalizacji z powodu COVID-19.
Ekspozycję na PM2,5 w okresie wcześniejszych 10 lat oceniano na podstawie miejsca zamieszkania pacjentów (kodów zamieszkania).
Zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) PM2,5 są pyłami najbardziej szkodliwymi dla zdrowia ludzi spośród wszystkich zanieczyszczeń powietrza.
„Pyły zawieszone są bardzo małe, na tyle małe, by były wdychane głęboko do płuc; przedostają się do krwi i wpływają również na inne narządy i układy” – skomentował dr Mendy. Jak przypomniał, źródłem pyłów zawieszonych są m.in. spaliny emitowane przez samochody, jak również emisje zanieczyszczeń z fabryk. - „Nasze badanie nie wykazało ogólnej zależności między pyłami zawieszonymi a ciężkością przebiegu COVID-19, ale znaleźliśmy zależność w przypadku osób chorych na astmę i przewlekłą obturacyjną chorobę płuc” – powiedział dr Mendy.
Okazało się, że pacjenci z tymi schorzeniami, którzy mieli kontakt z wyższymi stężeniami PM2,5, byli bardziej zagrożeni ciężkim przebiegiem COVID-19 – na tyle ciężkim, by trafić do szpitala. Wzrost średniego stężenia PM2,5 o 1 mikrogram na metr sześcienny w ciągu 10 lat wiązał się z wyższym o 62 proc. ryzykiem hospitalizacji z powodu COVID-19 w przypadku chorych na astmę i POChP. W przypadku osób bez chorób układu oddechowego nie odnotowano podobnej zależności.
Dr Mendy podkreślił, że wyniki jego badania są wstępne. Ekspert liczy, że uda mu się przeprowadzić szerzej zakrojone badania na ten temat.
(PAP)
Napisz komentarz
Komentarze