W Paryżu Świątek broni tytułu wywalczonego rok temu. Na kortach im. Rolanda Garrosa najlepsza była także w 2020 roku. Na otwarcie tegorocznej edycji wygrała z Hiszpanką Cristiną Bucsą 6:4, 6:0, a w drugiej rundzie w takim samym stosunku pokonała Amerykankę Claire Liu. W trzeciej natomiast nie dała szans Chince Xinyu Wang, wygrywając 6:0, 6:0.
Z zajmującą 66. miejsce w rankingu WTA Curenko Świątek mierzyła się po raz trzeci. Dwie poprzednie konfrontacje nie były długie. Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego wygrywała 6:2, 6:0 w pierwszej rundzie ubiegłorocznego French Open oraz niespełna trzy tygodnie temu w Rzymie również 6:2, 6:0. Poniedziałkowa okazała się jeszcze krótsza. Trwała zaledwie 31 minut.
22-latka z Raszyna błyskawicznie przejęła inicjatywę i po kilkunastu minutach prowadziła 4:0. W kolejnym gemie Curenko niespodziewanie przełamała Świątek, a następnie poprosiła o przerwę medyczną.
W jej trakcie Ukraince między innymi zmierzono ciśnienie. Zdecydowała się wrócić na kort, ale z trudem rozegrała kolejnego gema i poddała spotkanie.
"Taka sytuacja ma plusy i minusy. To był drugi z rzędu krótki mecz, więc może jutro będę miała intensywniejszy trening. Muszę o tym porozmawiać z trenerem. Na pewno jednak lepiej mieć krótki mecz niż trzygodzinny bój, po którym czułabym się wyczerpana. Awansowałam do ćwierćfinału i nadal czuję się świeża" - podkreśliła Świątek.
"Miałam dużo energii od początku meczu. Rozegrałam tylko sześć gemów, ale jestem zadowolona z tego, co pokazałam" - dodała.
Po spotkaniu Polka długo rozdawała autografy, aby również kibice, mimo wszystko, opuścili obiekt usatysfakcjonowani.
"Miałam nadzieję, że ludzie nie będą rozczarowani, choć mecz do końca się nie odbył. Czułam, że mam dużo siły i mogę zostać na korcie. Czas, który poświęcam dla kibiców uzależniam od samopoczucia. Po ciężkim meczu rozdaję kilka autografów i koncentruję się na regeneracji. Dziś mogłam sobie pozwolić na więcej. Starałam się jak mogłam, ale ludzie ciągle napływali z innych trybun i chyba i tak nie wszyscy dostali" - powiedziała 22-letnia raszynianka.
To jej szósty w karierze wielkoszlemowy ćwierćfinał, z czego czwarty w Paryżu.
"Gdybym dotarła do ćwierćfinału Wimbledonu byłabym absolutnie zachwycona, tutaj na pewno gram z innym nastawieniem. Wiem, że nawet w Paryżu nic nie jest pewne, bo każdy turniej to inna historia, ale na pewno czuję się tu bardzo solidnie" - zwróciła uwagę.
Curenko natomiast na konferencji prasowej zdradziła, że dopadła ją infekcja wirusowa.
"Gardło zaczęło mnie boleć jeszcze przed wcześniejszym meczem, ale fizycznie czułam się jeszcze bardzo dobrze. Potem miałam bardzo słabą noc, a wczoraj po dziesięciu minutach musiałam przerwać trening" - powiedziała.
"Nie jestem w stanie opisać, jak mi przykro, że musiałam dziś poddać mecz. Granie przeciwko Idze to zawsze wielkie wyzwanie. Myślę, że ma duże szanse znów wygrać cały turniej" - dodała.
Rywalką Świątek w ćwierćfinale będzie w środę rozstawiona z numerem szóstym Amerykanka Cori Gauff, która kilka godzin wcześniej wygrała ze Słowaczką Anną Karoliną Schmiedlovą 7:5, 6:2.
Świątek grała z Gauff wcześniej sześć razy i odniosła sześć zwycięstw, m.in. w finale ubiegłorocznego French Open. W żadnym spotkaniu Polka nie straciła seta.
"Znam jej grę, pamiętam ubiegłoroczny finał, ale mamy nowy sezon, nowy turniej i muszę być gotowa bez względu na dawne wyniki" - podkreśliła Świątek.
Ich pojedynek zaplanowany jest na środę.
Z Paryża - Wojciech Kruk-Pielesiak.
(PAP)
Napisz komentarz
Komentarze