Autorka podkreśla, że wśród wielu grup, które czują się pomijane i traktowane instrumentalnie przez rządzących, młodzi wyborcy stanowią szczególne grono. "Dwudziesto- i trzydziestolatki, wykształcone, z dużych miast, dzieci epoki indywidualizmu i nowych mediów, nie robią rabanu. Nie zawiązują komitetów, nie palą opon, nie wysyłają petycji ani przedstawicieli z transparentami przed Urząd Rady Ministrów. Nie ostrzegają, że po cichu, pojedynczo, ale równocześnie, na wielką skalę zmienią zdanie" - prognozuje.
Jak dodaje, swoimi oznakami zawodu i wkurzenia wymieniają się na Facebooku i w prywatnych rozmowach. Co więcej, politycy przyzwyczajeni do reagowania ad hoc na nagłe wybuchy pretensji, nauczeni gasić pożary zawieranymi w pośpiechu porozumieniami, nie dostrzegają tych nastrojów.
"Nie wiedzą, jak utrzymać dialog z tak rozległą, niejednorodną i wymagającą grupą. Nigdy go zresztą nie prowadzili. To krótkowzroczność i wysokie ryzyko – ignorować tych, którzy do wyborów będą chodzić przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Tych, bez których myślenie o przyszłości nie jest możliwe" - pisze.
"Młoda klasa średnia – na całym świecie uznawana za najważniejszy zasób społeczny, stanowiąca o potencjale gospodarczym, bo najbardziej skłonna do innowacji, aktywności i zmiany, w Polskich warunkach jest przegapiana i – na różne sposoby – powiadamiana o swej nieważności" - czytamy dalej w "Tygodniku".
Wilk przekonuje, że w naszym kraju nadchodzi sezon na ludzi z wizją, umiejących przekonać, że Polska może być czymś więcej niż wygodnym krajem do życia. Według jej opinii dzisiejsza PO zaczęła przypominać dużą, popularną markę pozbawioną cech charakterystycznych. Uległa rozwodnieniu i odsunęła się od pierwotnych użytkowników, by zdobywać nowych. To zjawisko doskonale znane z zachowania wielkich firm, które w imię rosnących zysków poświęcają wyraz i jakość.
Napisz komentarz
Komentarze