Odgłos z rury wydechowej to dźwięk, bez którego miłośnicy trabantów nie wyobrażają sobie podróży. Wielu posiadaczy tzw. „mydelniczek” nie ma żadnego samochodu innej marki.
- Moja pasja zaczęła się w 2002 roku. Trabantem jeżdżę od 14 lat, to mój jedyny samochód – zapewnia Bartosz Gołębiowski z Olsztyna.
Ci, którzy oprócz trabanta, mają drugie, współczesne auto, zwykle nazywają je wyłącznie samochodem zastępczym.
- Mam „zastępczaka”, którym jeżdżę na co dzień. Na ważne wydarzenia zawsze jeżdżę trabantem. To on pełni honory. Jechałem nim nawet do ślubu – wspomina Kamil Wnukowski z Łodzi.
Właśnie tacy pasjonaci trabantów spotkali się w weekend na Ponidziu. Przez cztery dni trwał tam zlot „W Pińczowie dnieje 2016”.
- Mieliśmy dużo atrakcji, nie wszystkie ze względów czasowych udało nam się obejrzeć. W sobotę zwiedzaliśmy Ogród na Rozstajach – informuje Michał Prędki, organizator zlotu.
Poza ogrodem w Młodzawach, uczestnikom zlotu udało się jeszcze m.in. zwiedzić Europejskie Centrum Bajki w Pacanowie i przejechać kolejką Ciuchcia Expres Ponidzie.
Zlot był międzynarodowy. Poza właścicielami trabantów z Polski, przyjechali tu również przedstawiciele Danii, Węgier i Czech.
Jednak dla najwierniejszych fanów trabantów liczba kilometrów, pokonanych by dotrzeć zlot zupełnie nie ma znaczenia. I choć niektórym wydawać by się mogło, że trabant to motoryzacyjny przeżytek, to dla właścicieli tych aut wszystko jest w nich wyjątkowe.
- Mnie bardzo podoba się jego linia, obrys, kształt, dźwięk... – wylicza Bartosz Gołębiowski z Olsztyna.
Zlot zakończył się w poniedziałek spacerem na Wzgórze Świętej Anny.
Napisz komentarz
Komentarze