Z relacji naocznego świadka zdarzenia wynika, że wezwana karetka na parking wprawdzie wjechała (od strony bloku Kosmonautów 3), ale wyjechać już niespecjalnie miała jak, bo w międzyczasie został zastawiony wyjazd. Nie przez złośliwość, jak mówi nasz rozmówca, a przez nieprawidłowe rozplanowanie parkingu i brak przedłużenia, o które mieszkańcy walczą od długiego czasu z prezesem spółdzielni mieszkaniowej.
- Karetka dobre kilkanaście minut, z pacjentką w środku, próbowała znaleźć wyjazd, między innymi obok bloku przy Sokolej 18, tam jednak zastała słupki blokujące, postawione na wniosek mieszkańców - relacjonuje świadek zdarzenia.
Zdenerwowani mieszkańcy najpierw zgłosili sprawę do straży pożarnej, jednak kiedy po dłuższym czasie żadna jednostka się nie pojawiła, zadzwoniono na numer alarmowy 112. Po chwili przyjechał nieoznakowany patrol policji.
Finalnie, wspólnymi siłami, kuriozalna sytuacja została rozwiązana. Karetka wyjechała przez wzniesienie, przy czym kilka osób musiało ją … pchać.
- Całe szczęście, że pacjentka jadąca karetką nie była prawdopodobnie w ciężkim stanie, a jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo, strach pomyśleć, co by się wtedy mogło stać – stwierdza nasz rozmówca.
Jak się okazuje, mieszkańcy bloków przy Lotniczej od dawna starają się o takie przebudowanie parkingu, żeby wjazd był możliwy z obu stron. Jak dotąd nie jest to wykonalne, bo przy wskazanej ulicy są po prostu „skarpy”, które przejechać mógłby jedynie samochód terenowy. Do wachlarza nietypowych sytuacji wpisują się na przykład prawdopodobnie bezprawnie ustawione zakazy parkowania na niektórych miejscach.
- Próbowaliśmy wywalczyć ze spółdzielnią przedłużenie parkingu, ale prezes stale nas zbywa, przedstawiając ciągle inne wersje, które zawsze mijają się z prawdą – podsumowuje świadek całego zajścia, mieszkaniec bloku przy ulicy Lotniczej 6.
Do sprawy parkingu i konfliktu ze spółdzielnią mieszkaniową wrócimy w najbliższych dniach.
Napisz komentarz
Komentarze