Gdy przed rokiem na jaw wyszły teczki tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”, na nowo rozgorzała dyskusja o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. Wiele osób, łącznie z samym zainteresowanym, uważało, że teczki znalezione w domu generała Kiszczaka, były spreparowane. Z ekspertyzy przeprowadzonej na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że dokumenty są całkowicie autentyczne. Nie dla wszystkich.
- Ja patrzę na tą ekspertyzę jak na polityczne zamówienie Prawa i Sprawiedliwości - mówi szefowa świętokrzyskich struktur PO, Marzena Okła-Drewnowicz.
Całkowicie innego zdania jest poseł PiS i członek Solidarności, Bogdan Latosiński.
- Przecież gen. Kiszczak nie trzymałby w swojej szafie nieprawdziwych dokumentów - przekonuje poseł Latosiński.
Zobowiązanie do współpracy Lech Wałęsa podpisał w 1970 roku. Z dokumentów wynika, że do 1976 TW „Bolek” złożył doniesienia na łącznie blisko 120 stronach. W teczkach znalezionych w domu gen. Kiszczaka było również 17 pokwitowań odbioru pieniędzy.
Lech Wałęsa nie odniósł się jeszcze do ekspertyzy przedstawionej przez IPN. Wielokrotnie uważał jednak, że sprawa ma wyłącznie charakter polityczny, a jej celem jest zniszczenie jego autorytetu.
Napisz komentarz
Komentarze