Od kilku dni coraz głośniej mówi się o tym, że od stycznia drastycznie podrożeje woda. Nowe prawo wynika z wprowadzonej w Unii Europejskiej Ramowej Dyrektywy Wodnej. Polska, podobnie jak inne kraje wspólnoty musi nowe przepisy wprowadzić. Gdyby tak się nie stało, groziłyby naszemu krajowi kary finansowe, a nawet brak uruchomienia środków na gospodarkę wodną. Kto może na tym najbardziej ucierpieć? Oczywiście zwykli konsumenci.
- Wodociągi do każdego metra sześciennego wody dopłacają dziś kilkanaście groszy. Po wejściu w życie nowych przepisów będzie to 60-70 groszy. To wzrost nie o kilka czy kilkadziesiąt procent, ale o kilkaset - mówi prezes Wodociągów Kieleckich.
Jak jednak przekonuje Henryk Milcarz, Kielce nie podzielą, przynajmniej na razie, losu innych polskich miast. Nie zapowiada się, by w stolicy województwa świętokrzyskiego ceny skoczyły w górę, a jeśli nawet, to nieznacznie. Wszystko dzięki, jak mówi szef Wodociągów, konsekwentnie prowadzonej polityce kadrowej, mającej na celu redukcję zatrudnienia.
- Jako przykład podam, że w ciągu ostatnich 2-3 lat zredukowaliśmy zatrudnienie o ok. 30 osób, nie zwalniając przy tym żadnego pracownika - przekonuje Milcarz.
Pieniądze uzyskane dzięki podwyżkom wody, mają zostać wykorzystane na poprawianie stanu wód, zmniejszać ryzyko powodzi czy ulepszanie retencji, ponieważ zasoby wodne w Polsce są jednymi z najniższych w Europie.
Napisz komentarz
Komentarze