Faworytem finałowej rywalizacji niewątpliwie jest zespół z Kielc. Nie tylko dlatego, że podopieczni Tałanta Dujszebajewa cztery razy z rzędu zdobywali mistrzostwo kraju. Żółto-biało-niebiescy to także, po raz kolejny, finaliści Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych i zwłaszcza w sobotę, na parkiecie widać było większe doświadczenie i przede wszystkim spokój w rozgrywaniu piłki. Kielczanie w pierwszym spotkaniu pokonali Orlen Wisłę Płock 35:29. W niedzielę goście podrażnieni porażką postawili znacznie wyższe wymagania, ale i tak, w ostatecznym rozrachunku, znów to Vive było górą. Nasi szczypiorniści wygrali 33:26 i postawili kolejny duży krok w walce o mistrzostwo.
- W pierwszym meczu dość szybko uzyskaliśmy wysokie prowadzenie, w drugiej połowie tempo już siadło. W drugim meczu Orlen Wisła zdecydowanie dłużej trzymała się w grze i doszła nas nawet na dwie bramki. Niedzielne spotkanie mogło się bardziej podobać kibicom - mówi Mateusz Jachlewski.
Obie drużyny o złoto walczyły bez kilku zawodników. W Vive zabrakło m.in. Karola Bieleckiego, Denisa Buntića czy nadal kontuzjowanego Mariusza Jurkiewicza. Trener gości nie mógł zaś skorzystać chociażby z Adama Wiśniewskiego, Mateusza Piechowskiego, Jose De Toledo i Bartosza Konitza. Mimo to, Tałant Dujszebajew uważa Orlen Wisłę za zespół z europejskiej czołówki.
- Mój zespół zawsze ma duży respekt do Wisły. Zaznaczam, że to drużyna z pierwszej szesnastki w Europie. To świadczy o wysokim poziomie piłki ręcznej jaki dziś mamy w Polsce. Szkoda jednak, że w obu zespołach kontuzje wykluczyły wielu graczy. Gdyby tak nie było, oglądalibyśmy na parkiecie dużo ciekawsze starcia. Ważne, aby wszyscy byli zdrowi i mogli grać, ale to jest sport - przekonywał po meczu trener Dujszebajew.
W finale PGNiG Superligi gra się do trzech zwycięstw. Kielczanie mistrzostwo Polski mogą zapewnić sobie już w sobotę. Początek meczu w Płocku o godzinie 16.
Napisz komentarz
Komentarze