Żaden rywal nie wzbudza na Kolporter Arenie tylu emocji, co Wisła Kraków. Mimo, że w tym sezonie obie drużyny walczą tylko o utrzymanie, sobotnia rywalizacja elektryzowała zarówno kibiców, jak i piłkarzy. Widać było to od pierwszego gwizdka sędziego. Żółto-czerwoni narzucili swój styl gry, od początku zmuszając rywali do całkowitej zmiany planów. Koronie pomogły w tym także dwa szybko strzelone gole Airama Cabrery i Dmitrija Wierchowcowa. Goście odpowiedzieli co prawda trafieniami Pawła Brożka, ale jedną bramkę dołożył jeszcze Serhij Pylypczuk i kielczanie mogli dopisać sobie trzy punkty.
- Rozegraliśmy to tak, jak sobie założyliśmy. Konsekwentnie robiliśmy to, czego wymagał od nas trener - mówił po meczu Bartłomiej Pawłowski.
To, co z pewnością mogło satysfakcjonować kibiców, to gra na pełnych obrotach przez całe 90 minut. W Koronie w sobotę, poza kiksem Radka Dejmka, próżno było szukać słabych elementów.
W tym sezonie Złocisto-krwiści prowadzili już w kilku meczach, by później przegrać lub zremisować. Trener Brosz wyciągnął jednak wnioski z wcześniejszych spotkań i tym razem, mimo prowadzenia kazał drużynie się nie cofać, ale dalej atakować.
- To była dobra praca całego zespołu, także tych, którzy weszli na boisko z ławki rezerwowych. Te zmiany wzmocniły nasz zespół, a to nie jest łatwe zadanie dla piłkarzy wchodzących - powiedział trener Brosz.
Po 34. kolejce Korona ma 25 punktów, tyle samo co Wisła Kraków. Po zwycięstwie Górników z Łęcznej i Zabrza żadna z drużyn nie może być pewna utrzymania. Wiele może się jednak wyjaśnić już w najbliższy weekend. Kielczan czeka spotkanie w Bielsku-Białej z Podbeskidziem.
- Trzeba dalej pracować, bo przed nami dwa kolosalnie ciężkie wyjazdy. Mamy cały tydzień przygotowań i potem wszystko szybko się rozstrzygnie. Doliczamy sobie punkty, ale o nich już zapominamy i przygotowujemy się do Podbeskidzia - dodaje Brosz.
Początek meczu z Podbeskidziem w piątek o godzinie 18.
Napisz komentarz
Komentarze