Już chwilę po pierwszym gwizdku sędziego Korona dostała bolesny cios w postaci gola Marco Paixao. Strata bramki podziałała jednak na kielczan mobilizująco. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza konsekwentnie budowali swoje akcje i po kolejnych próbach wreszcie udało się wyrównać. Kierunek strzału Rafaela Porcellisa zmienił jeszcze Jacek Kiełb i mieliśmy 1:1. Korona nie zwalniała i kilka minut później, znów po golu Kiełba, kielczanie wyszli na prowadzenie. Druga połowa rozpoczęła się podobnie jak pierwsza.
Dwie minuty po wznowieniu gry Robert Pich pokonał Vytautasa Cerniauskasa efektownym lobem. Litewski bramkarz musi zapisać sobie tę bramkę na swoje konto, bo mógł lepiej zachować się przy tej akcji. Do końca, mimo wielu akcji, wynik meczu się nie zmienił. Podział punktów nie cieszył nikogo.
- Żałujemy, bo można było wygrać to spotkanie - mówił po meczu Kiełb.
Choć antybohaterem spotkania bez wątpienia można uznać Cerniauskasa, trener Tarasiewicz ostrzega przed ostracyzmem.
- Błędy się zdarzają. Bramkarz to taka pozycja, że gdy popełni błąd to traci się bramkę - tłumaczył Tarasiewicz.
Szkoleniowiec Korony pochwalił swoich podopiecznych za grę. Akcje kielczan rzeczywiście mogły się podobać. Sami zawodnicy wiedzą jednak, że mogli spisać się lepiej. Korona wciąż nie straciła szans na pierwszą ósemkę. Limit błędów powoli się jednak wyczerpuje. Szansa na poprawę sytuacji w tabeli już w niedzielę. Korona zagra na wyjeździe z Piastem Gliwice.
Napisz komentarz
Komentarze