Lech przyjeżdżał do Kielc po rozgromieniu GKS-u Bełchatów aż 5:0. Na Koronie ten wynik zrobił chyba duże wrażenie, bo kielczanie do spotkania podeszli bardzo bojaźliwie. Pierwsze minuty to pokaz nerwowości i błędów. Po jednym z nich padła bramka dla Lechitów. Kielczanie szansę na pozytywny rezultat zwietrzyli w 16. minucie po golu Oliviera Kapo. Niestety po raz kolejny po błędach w obronie skapitulował Cerniauskas.
- Pierwsze 20-25 minut nie było dobre w naszym wykonaniu - mówił trener Tarasiewicz.
Do przerwy wynik nie uległ zmianie. Po niej kielczanie śmielej ruszyli do ataków, ale często kończyły się one przed polem karnym Gostomskiego, albo strzały przelatywały obok bramki. Tak było do czwartej minuty doliczonego czasu gry. Rzut rożny wykonywał Paweł Golański, piłka spadła pod nogi Kamilowi Sylwestrzakowi, a ten udem wpakował ją do siatki. Po tym zdarzeniu sędzia zagwizdał koniec spotkania. Popularny Małpa, mimo doprowadzenia do wyrównania, nie czuje się bohaterem.
- Bohaterem byłbym, gdybyśmy wygrali. Trzeba się cieszyć z tego punktu - powiedział strzelec wyrównującego gola.
Kolejny mecz kielczanie zagrają na wyjeździe. W poniedziałek, 27 października podopieczni Ryszarda Tarasiewicza zmierzą się w Chorzowie z miejscowym Ruchem.
Napisz komentarz
Komentarze